Elżbieta Jodko Kula


Elżbieta Jodko KulaElżbieta Jodko-Kula pedagog, socjoterapeutka, urodzona w 1959 r. w Warszawie. Ukończyła  XXII Liceum Ogólnokształcące im. Jose Marti w Warszawie, oraz Wyższą Szkołę Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie na kierunku resocjalizacja społecznie niedostosowanych społecznie. Od dwudziestu pięciu lat pracuje jako pedagog. Prywatnie mama dwóch dorosłych synów.
Pracę literacką rozpoczęła od pisania przedstawień dla szkolnego teatru. Część z tych tekstów została nagrodzona w ogólnopolskich konkursach, a potem wydana przez dwa wydawnictwa.
W 2004 pojawiła się pierwsza powieść dla młodzieży zatytułowana "Pora prawdy".
W 2014 roku wydawnictwo Szara Godzina opublikowało pierwszą  powieść dla dorosłych tej autorki.


Sztuki nagrodzone

Publikacje książkowe


Fragmenty książek


Zdrady i powroty
 Ilona wysiadła z samochodu i popatrzyła w okna mieszkania na trzecim piętrze.  Nie mogła zdecydować się  co robić. Stała na trotuarze opierając łokcie o dach samochodu i bawiła się kluczykami. Gwałtowny poryw  wiatru szarpnął drzwiami, więc przytrzymała je kolanem, żeby się nie zamknęły. Zastanawiała się  czy nie wsiąść z powrotem i nie pojechać do domu.
 Nie była umówiona na spotkanie. Nie wiedziała  czy będzie zadowolony, z tego że przyszła, ani nawet tego, czy jest teraz w mieszkaniu. 
 Nie miała jednak nic lepszego do roboty. Gdyby tu nie przyszła znowu włóczyłaby się po sklepach, a wieczorem rozpakowując torby z zakupami złościłaby się na samą siebie, że niepotrzebnie wydała pieniądze.
Popołudnia spędzane w galeriach handlowych stały się dla niej zmorą i udręką, ale coraz częściej uświadamiała sobie, że nie potrafi sobie z tym poradzić. Samotne siedzenie w domu wydawało jej się jeszcze  gorsze.
  Z rozrzewnieniem wspominała czasy, gdy Maciek był  mały i  prawie wszystkie dni wypełnione były jego lub ich wspólnymi sprawami.
Teraz nie było już wspólnych spraw. Jej syn  dorósł i jego życie było już wyłącznie jego własnością..
Dotkliwa pustka jaką poczuła w momencie, gdy wyjechał na studia nie miała  się już nigdy wypełnić. Całkowite usamodzielnienie się Maćka było jedynie kwestią czasu. Od kiedy  przeniósł się do Krakowa w domu był tylko gościem. 
Kiedy wpadał do Warszawy spotkania towarzyskie i dodatkowe zajęcia były  dla niego tak ważne, że dla matki zostawało mu ledwie kilka chwil podczas wspólnych posiłków. Posiłków które jedli w najdziwniejszych porach dnia, byle tylko nie utracić tej odrobiny przeznaczonej na bycie ze sobą.
Niedawno Ilona uświadomiła sobie, że syn  mógłby spędzać z nią trochę więcej czasu. Nigdy jednak nie ośmieliłaby mu się tego powiedzieć. Patrząc  jak szybko dorasta  czuła mieszaninę dumy i żalu za tym co minęło.
Od ponad dwóch lat miała  dużo mniej obowiązków i zajęć, ale też coraz częściej zastanawiała się czy Maciek na pewno jest tak dobrym i wspaniałym dzieckiem za jakiego uchodził w opiniach znajomych.
Pochwały jakie słyszała na temat swojego jedynaka, gdy samotnie borykała się ze wszystkimi domowymi problemami utwierdzały ją w przekonaniu, że dobrze go wychowała i  będąc samotną matką osiągnęła to, czego często nie udaje się dokonać pełnym rodzinom. Maciek był zdolny, miły, towarzyski i ...
     Jeszcze kilka miesięcy temu kiedy żyła Ewa i Ilona zajęta była opieką nad ciężko chorą siostrą nie myślała o tym jak bardzo Maciek się od niej oddalił. Teraz jednak kiedy siedziała w pustym mieszkaniu czekając wieczorami na jego telefon, uświadamiała sobie, że  czeka na próżno.
To nie jego wina, że jestem sama.- myślała zawsze, ilekroć poczuła cień żalu do syna. 
Tym jednym zdaniem udawało jej się dotąd odgonić złe myśli, jednak nic nie mogła poradzić na to, że coraz trudniej jej było zagospodarować  popołudnia.
     Popatrzyła w okna mieszkania  na trzecim piętrze i zauważyła, że jedno z nich jest uchylone. Po śmierci Ewy rzadko tu przyjeżdżała. Nie mogła jeszcze  nie myśleć o tym co zdarzyło się nie tak dawno. Z siostrą łączyła ją  zawsze silna więź, ale z powodu dużej różnicy wieku, pozostał między nimi pewien dystans, którego nie zlikwidowało ani odejście Ewy z rodzinnego domu ani usamodzielnienie się Ilony.
      Ich rodzice zmarli wkrótce po pierwszym ślubie Ilony. Ojciec krótko chorował na serce i jak twierdziła mama zmarł ze zgryzoty patrząc jak młodsza córka męczy się z pierwszym mężem. Wkrótce po nim odeszła też mama, a w pół roku później Ilona zakończyła nieudany związek.
Ewa spokojnie patrzyła na życiowe decyzje siostry  nie chwaląc ich ani nie ganiąc. Nie lubiła wtrącać się do spraw Ilony i tego samego oczekiwała od niej. Dlatego pomimo częstych kontaktów i pomocy jakiej sobie nieraz wzajemnie udzielały nie przekraczały pewnej granicy intymności, która często zanika między bliskimi sobie osobami.
     Poprawiła spódnicę której rąbek zawinął się podczas wysiadania  i jeszcze raz spojrzała do góry . Okna mieszkania od śmierci siostry niezmiennie przysłonięte były do połowy żaluzjami. Ewa nie lubiła żaluzji i kiedy żyła rzadko ich używali. Teraz ilekroć wysiadając z samochodu Ilona patrzyła w okna trzeciego piętra, widziała lekko opuszczone żaluzje, których szwagier nigdy  nie podnosił ani nie opuszczał do końca.
Westchnęła cicho i odsunęła się od samochodu. Znów powiał wiatr i  drzwi same się zatrzasnęły. Przycisnęła guzik automatycznego zamka  i odruchowo sprawdziła klamkę. Schowała kluczyk do kieszeni płaszcza i ruszyła w stronę klatki schodowej. Nie spieszyła się. Szła wolno rozglądając się na boki jakby umyślnie chciała odwlec tę chwilę kiedy stanie w drzwiach mieszkania Ewy.
Nie używała  windy. Wolno wdrapując się po schodach na górę usiłowała wyobrazić sobie co zobaczy gdy znajdzie się w mieszkaniu. Miała  nadzieję, że poza szwagrem nikogo tam nie będzie. Nie była  w najlepszym nastroju do towarzyskich pogawędek. Nie chciało jej się jednak chodzić po sklepach ani wracać do pustego domu.    


Makary
      To wcale nie była zabawna historia. To wcale nie była jakaś tam zwykła historia Wszystko co wtedy się  stało  wciąż trwa.
      Mam na imię Makary. Nieźle no nie? To imię wymyśliła dla mnie ciotka Mariola kuzynka mojej mamy, która  przed moim urodzeniem i jeszcze przez kilka następnych lat uwielbiała wtrącać się w życie naszej rodziny. To ona znalazła w kalendarzu imię dla mnie i dzięki jej oryginalnemu pomysłowi rodzice urządzili mi odlotowe dzieciństwo.
Makaron -takie przezwisko dostałem w  przedszkolu. Już w maluchach dzieciaki przerobiły  moje imię.  Na próżno nasza wychowawczyni pani Marysia usiłowała im tłumaczyć, że jest w kalendarzu takie imię Makary. Nikt jej  w to nie wierzył, a właściwie nikogo to nie obchodziło. Już wtedy zostałem Makaronem, i do dziś tylko kilka , no może kilkanaście osób zwraca się do mnie inaczej. Nie twierdzę, że  to przezwisko jest dla mnie szczególnie niemiłe,  właściwie przyzwyczaiłem się do niego i już nie boli, choć nie przeczę, że kiedyś było inaczej. Po prostu przestałem walczyć z przeznaczeniem, kiedy stwierdziłem, że pomimo kretyńskiego imienia kumple mnie lubią.
    Ciotka Mariola wiele lat temu wyjechała  do Australii, i w ten sposób zniknęła  z naszego życia. Zostawiła mi jednak na pamiątkę imię, które często przyprawiało mnie o dreszcz obrzydzenia. Ilekroć więc w moim domu ktoś wspominał tę kobietę czułem nagły przypływ niechęci do jej osoby. Teraz jednak jest już inaczej.
      Czasem  wydaje mi się, że  imiona mają wpływ na życie ich właścicieli. Tak jest na pewno ze mną. Wszyscy od razu zapamiętują moje personalia i nie mogę się  ukryć w tłumie. W sumie wcale mi to nie przeszkadza. Chyba nawet to lubię ...
Właściwie nie wiem po co o tym opowiadam, bo moje imię nie ma większego związku z historią  którą chcę opowiedzieć, choć właściwie... imię to też jest kawałek mnie. No nie?
 
   Ewa nigdy nie mówiła do mnie "Makaron".  Od początku używała imienia i to zwróciło moją uwagę...
       Nieprawda, na początku wcale nie używała mojego imienia. Nie mówiła do mnie ani Makaron ani Makary, dlatego, że prawie wcale się do mnie nie odzywała. Może kilka razy. Do nikogo z klasy się nie odzywała, ale do mnie nie odzywała się szczególnie, ostentacyjnie nawet, aż mnie to zaczęło wkurzać.
Ale po kolei...

      Pierwszego września wcale nie zwróciłem na nią uwagi, chociaż to może trochę dziwne ba ja zawsze gapię się na ładne dziewczyny, a Ewka jest ładna, nawet bardzo ładna, no po prostu super laska. Wtedy dla mnie i dla innych pierwszoklasistów najważniejsze było to, kto będzie naszym wychowawcą,  ile osób ze starego gimnazjum dostało się do tej szkoły, i czy polskiego będzie nas uczył Dzięcioł czyli profesor Dzięciołowski, który był postrachem liceum,.
Drugiego września zaczęły się normalne lekcje i wtedy po raz pierwszy przyjrzałem się koleżankom i kolegom z klasy. Na Ewkę jednak nie zwróciłem uwagi. Siedziała w przedostatniej ławce pod ścianą, a ja na końcu w rzędzie pod oknem i całkowicie pomijałem ją wzrokiem. Może było tak dlatego, że zasłaniała ją Tamara, duża blondynka w okularach, która robi  koło siebie wiele szumu. Kiedy Tamara idzie po korytarzu zawsze wiadomo gdzie się aktualnie znajduje, bo tam właśnie jest najgłośniej.
W ławce też zajmuje bardzo dużo miejsca nie dlatego, że jest szczególnie gruba (choć oczywiście ma trochę nadwagi) ale dlatego, że wciąż trzepie włosami, macha rękami, i nieprzerwanie gada  z Magdą albo z Martą, która przed nimi siedzi.
 Z Ewą rozmawiała rzadko, chociaż oczywiście na początku usiłowała ją wciągnąć do swego fan klubu, ale Ewka uśmiechała się tylko niepewnie i kiedy Tamara mówiła coś do niej potakiwała głową lub mruczała coś pod nosem. Na przerwach zostawała sama.
Tamara gnała na boisko, albo do szkolnej kawiarenki otoczona rojem przyjaciółek, a  z czasem też wielbicieli. Ewka za to siadała na podłodze przeważnie w kącie korytarza i na ogół samotnie czekała na następną lekcję. Potem zaczęła gdzieś znikać, ale nie za bardzo mnie interesowało  gdzie jest.
Wtedy też jeszcze nie zwracałem na nią uwagi pochłonięty własnymi i klasowymi sprawami. Dlaczego klasowymi? To proste, jak ma się takie imię to nie sposób ukryć się w tłumie. Nie jestem szczególnie nieśmiały, albo raczej w ogóle taki nie jestem, ale chyba nietrudno zrozumieć dlaczego w każdej grupie wszyscy natychmiast mnie zapamiętują. Głównie dlatego, że mam na imię Makary, choć ja oczywiście wolałem zawsze myśleć, że jestem na przykład szczególnie fajny lub przystojny... E tam!
Kto zostanie przewodniczącym klasy? Makary! No więc zostałem.